wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 4. "Może zaczniemy od nowa?"

*
Uległam. Nie wiem czemu, ale uległam. TS ledwo się poruszał. Gdybym nie trzymała go za rękę leżałby i wypluwał flaki kiedy ludzie by po nim skakali podczas tańca. Weszliśmy na środek parkietu i już go nie musiałam trzymać tak mocno bo było tak dużo ludzi, że gdyby usnął nadal poruszałby się dociśnięty do ciał innych. Jedynie dwa nasze palce wskazujące były splecione razem, żeby  się nie zgubić nawzajem. Karmelek złapał mnie po omacku w talii i przyciągnął do siebie. Nawet w wysokich szpilkach byłam od niego kilka centymetrów niższa. Poruszaliśmy się w rytm piosenki, której tytułu nie znałam. Co chwile musiałam kontrolować jego łapska, które zsuwały się na moje pośladki. Po czasie całkowicie straciliśmy rytm nasze ciała  poruszały się bardziej spokojnie w porównaniu do par nas otaczających. Ich taniec wyglądał bardziej jak zapładniające nawalone króliki. Pan Tajemniczy Szatan sunął swoim prostym nosem wzdłuż mojej szyi. Nie powiem, było to dość przyjemne.
-Jak moja seksowna prześladowczyni ma na imię?- Wybełkotał ledwo zrozumiale słowa do mojego ucha przegryzając przy tym jego płatek. Jebaniutkie dreszcze przeszły przez moje ciało. Tym razem przyjemne. Cholera!
- Zaczyna się na R kończy na E.- Powiedziałam także do jego ucha, ale nie pozwalałam sobie na za dużo, więc nie próbowałam żadnych nie potrzebnych gestów. Jedynie kiedy ogarnął swoje łapska i nie musiałam już ich ciągle przesuwać z pośladków na talie położyłam rękę na jego karku. Był wysoki lubię wysokich.
-Mmm lubię takie tajemnicze.- Kiedy myślałam, że już się ogarnął właśnie w tym momencie ścisnął moje pośladki i przybliżając mnie do swojej klatki piersiowej na tyle blisko, że miedzy nami nawet atom by się nie zmieścił. Chcąc  nie chcąc  cichy jęk wydostał się z moich ust, którego na szczęście nie słyszał. Przynajmniej tak przepuszczam.- Moje imię zaczyna się na J kończy na..
- Bieber ! Łapy przy sobie. Masz sekundę żeby od niej odejść na pięć metrów.- Kiedy usłyszałam wkurzony głos Max’a wiedziałam, że nie oznacza nic dobrego. Brunet zrobił krok w tył. Był ledwo żywy przez alkohol, który płyną w jego żyłach.


Zaraz, zaraz! Skąd oni się znają?

*


- Rose słuchaj mnie do chuja jak do ciebie mówię!- Max krzyczał jak chory na środku chodnika przed klubem. Wstrząsnął moim ramionami. Oj kolego miarka się przebrała! Jemu też trzeba wezwać egzorcystę? Jeszcze nigdy na mnie nie podniósł tak głosu.
- Słyszę ! Nie musisz się drzeć! Całe stany cię słyszą!- Zrobiłam dwa głębokie oddechy przyglądając się przyjacielowi jak aż się trzęsie ze złości.- Pamiętaj to ty mnie zostawiłeś. Nasze relacje już na pewno nie są przyjacielskie. Wiesz co ? Pierdol się . Będę spotykać z kim mi się podoba, a tobie kolego nic do tego.

Jego twarz posmutniała na moje słowa. Nagle wparowała cała złość, a złość zastąpił smutek. Nie myślałam nad tym co robię. Nie myślałam nad tym co myślę.
- Rose nie mów tak.- Zrobił dwa kroki w moją stronę, więc między naszymi twarzami była bardzo mała odległość.- Chce żebyś była bezpieczna zrozum. Bieber nie jest najlepszym towarzystwem.-Zagotowało się we mnie przysięgam.

- Człowieku taniec z nim miał być niebezpieczny?!-Cofnęłam się o trzy duże kroki w tył.- I mam ci uwierzyć, że ty jesteś bezpieczny? Że z tobą mi nic nie grozi?
 Kogo ty oszukujesz? Mam dosyć tej chorej gry. 
Mój pionek tutaj nie pasuje przepraszam.
 Nigdzie nie pasuje.

I odeszłam od tej chwili już nie mam nikogo bliskiego.\
*
Zamiast windy wybrałam schody. Zamiast szpilek szłam boso. Zamiast suchych policzków wybrałam rozmazany makijaż. Kiedy stanęłam przed drzwiami mieszkania w którym mieszkam od kilku lat wyciągnęłam telefon żeby sprawdzić która godzina.
1:02
Mam nadzieje, że wszyscy śpią i nikt mnie nie zobaczy. O czym ja gadam! Mam nadzieje, że nikt nie zobaczył mojego zniknięcia. Otworzyłam drzwi i pierwsze co mnie powitało to duża łapa ciągnąca moje blond włosy. Z moich oczu poleciało jeszcze więcej ciężkich łez.
- Dziwko!- uderzenie w policzek.- Gdzie się szwendasz? Nie wiesz, że masz rodzeństwo i masz się nim opiekować?-Kopnięcie w brzuch.- Miałem dzisiaj ważne spotkanie! Miałem iść z twoją matką!- Kolejne uderzenie w brzuch. Kolejne uderzenie tym razem w nogi przez co upadłam i uderzyłam głową o coś twardego. Zobaczyłam przed oczami jeszcze płaczącą mamę i film się urwał.
*

Poczułam na policzku i włosach delikatne gładzenie. Tym razem to nie była Mag. Dłoń była zdecydowanie większa od dłoni mojej siostry, ale nadal tak samo delikatna. Drgnęłam powiekami na co usłyszałam szybkie wciągnięcie powietrza do ust. Jakby ktoś chciał chciał wstrzymać powietrze.
- Rose tak bardzo przepraszam.-Usłyszałam smutny głos mojej mamy. Natychmiast otworzyłam oczy. Próbowałam się podnieść lecz ból na brzuchu wciąż dawał znaki o sobie.- Nie chciałam żeby to tak wyglądało. Nie pozwolił mi nawet zadzwonić po pogotowie kiedy straciłaś przytomność. Zabrał mi telefon. Kochanie przepraszam. Przepraszam za wszystko.
-Wyjdź stąd!- wskazałam jej drzwi po drugiej stronie mojego pokoju.- Nienawidzę Cię słyszysz? To twoja wina. Gdyby nie ty tata byłby tutaj teraz z nami! – krzyczałam, płakałam i patrzyłam w puste oczy mojej matki. – Wyjdź stąd już!
Wyszła. Z wielkim trudem zaglądnęłam pod łóżko w poszukiwaniu średniej wielkości fioletowego pudełka. Było tam gdzie zawsze. Schowane w prawym górnym rogu pod łóżkiem. Była to dobra kryjówka moim skromnym zdaniem dopóki nikt tu nie zagląda. Otworzyłam pudełko i ściągnęłam z góry swój szalik, który dodatkowo zabezpieczał mój pamiętnik. Mój jedyny prawdziwy przyjaciel.

„ No hej, witaj „przyjacielu”. Dzisiaj przeżyłam kolejną dawkę bólu przez niego. Kolejna dawka bólu psychicznego przez matkę. Chodź w sumie nie wiem ile spałam. Nie wiem na ile straciłam przytomność przez tego psychola. Tato wróć. „

*
Po nałożeniu kilogramowego makijażu na siniaka na moim prawym policzku moim celem był – stadion. Tylko tym razem wzięłam ze sobą piłkę. Było już ciemno, więcej mnie nie interesowało, która była godzina, który dzień tygodnia. Stanęłam naprzeciwko pustej bramki w odległości pięciu metrów. Próbowałam się skoncentrować tylko i wyłącznie na piłce. Mama.Nick.TS.Max.Mag.On.Ja. Cofnęłam się kilka kroków od piłki, aby zaraz z rozmachem kopnąć piłkę. Piłka wleciała idealnie w prawe okno. Poczułam się z siebie dumna a na moich ustach zabłysł uśmiech dopóki nie usłyszałam oklasków za sobą.
- Brawo!- usłyszałam już dobrze znany mi głos. Nie ważne czy najebany czy nie głos taki sam tylko teraz było w nim brak złości. Odwróciłam się powoli w jego stronę moje i jego oczy  spotkały się. Na jego ustach był złośliwy uśmieszek. Podniosłam prawą brew do góry a rękę oparłam o biodro. Zrobił dwa kroki w moją stronę. Jego uśmieszek zszedł z ust kiedy mi się przyglądał. Nie zobaczył siniaka? Przecież dobrze go ukryłam.
-Czy my się czasem nie znamy?- Kamień mi spadł z serca. Uff. – To od ciebie odganiał mnie Horan? Jesteś jego dziewczyną ?- Zaczął się panicznie śmiać kiedy ja stałam całkiem poważna przyglądając się jak chłopak zwija się ze śmiechu. Nie wytrzymałam.

- Nie, nie jestem. Co jest takiego zabawnego?- Warknęłam w jego stronę. Irytujący jak cholera. Stanął prosto poprawił kurtkę i nadal się uśmiechał w ten złośliwy sposób. Ugh.

- Myślałem, że w końcu zmienił orientacje. Nie wiedziałaś, że jest gejem?- Usiadł na pierwszym stopniu trybun obok mojej kurtki, która położyłam tam wcześniej i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Zobaczyłam niedaleko mnie leżącą piłkę. Kiedy się po nią schylałam usłyszałam za sobą gwizdy.- Mmm piękna dupka.

Podeszłam do trybun nie patrząc na niego aby wziąć swoją kurtkę. Nie udało się być nie zauważalną nie dla niego. Mój pech.
- Chcesz jednego?- Wyciągnął w moją stronę otwartą paczkę fajek. Nie byłam pewna czy powinnam brać od niego i czy w ogóle powinnam palić.- No zapal ze mną.

Uległam. Już drugi raz mu uległam. Chłopak podpalił końcówkę mojego szluga, a kiedy się zaciągałam przyglądał mi się uważnie.- Wiedziałam.-Odwróciłam głowę w stronę chłopaka. Wyglądał na zdezorientowanego.- Wiedziałam, że był gejem. Przyjaźniliśmy się.- Chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie.

-Czego tu przychodzisz tak późno? I sama?- Zadawał pytania jedno po drugim. Jak pedofil na Facebook’u próbujący się dowiedzieć adres dziecka żeby go odnaleźć i brutalnie zgwałcić. Na samą myśl przeszły mnie ciarki.
- Czy to jakaś gra tysiąc pytań od..- Podniosłam głos, a kiedy sobie uświadomiłam, że nie znam jego imienia spuściłam głowę i się lekko zarumieniłam. Na szczęście było ciemno.
- Może zaczniemy od nowa? – Zaśmiał się chłopak podając mi dłoń.- Justin jestem.
-Rose.

*****
KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ :)

 Chcecie perspektywę Justina?

6 komentarzy:

  1. Mega ,masz talent pisz dużo to się wybijesz

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Cieszę się, że tym razem trafiłam na początek jakiegoś opowiadania. ;)
    Perspektywa Justina to dobry pomysł! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka zapraszam na moje FF z Justinem Bieberem.

    Zastanawialiście się kiedyś nad swoją przyszłością?
    Czy rozmyślaliście o tym, kim będziecie?
    Jak potoczą się wasze losy?
    Ja od dzieciństwa miałam wszystko zaplanowane.
    Miałam dorosnąć, skończyć liceum, iść na studia.
    Chciałam zostać lekarzem.
    To było moje największe marzenie, pomagać innym.
    Zawsze byłam miła, pomocna,
    dlatego tak bardzo nie mogę znieść myśli,
    że ja tej przyszłości nie będę mieć.
    Właściwie to nie będę mieć żadnej...

    http://where-are-u-now-that-i-need-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajrzyj na bloga w pełni poświęconemu Justinowi: http://believe-in-lovee.bloblo.pl/, przeczytaj, skomentuj, zakochaj się i chciej więcej!
    Ściskam mocno,
    BELIEVE-IN-LOVEE

    OdpowiedzUsuń
  5. zapładniające nawalone króliki hahhahaah rozjebałaś system kobieto :')

    OdpowiedzUsuń